Przystanek Moskwa
Najpiękniejsza w podróży do Moskwy była szklanka. Proszę zobaczyć. I jak przypomina dawne czasy.
A jak dobrze się z niej piło. Szklankę można kupić w pociągu, u prowadnika, za 860 rubli (może kiedyś).
Poza szklanką piękny był prysznic.
W ogóle polecam podróż pociągiem „Polonez” relacji: Warszawa Zachodnia – Moskwa Biełoruskaja (454 zł). Poza przeszukiwaniem bagaży na granicy Terespol – Brześć, a później zmianą rozstawu kół pociągu – wszystko szło idealnie. Białoruskie celniczki wczytywały się w skład leków, co trwało i trwało, a potem kilkoma ruchami ręką, zdruzgotały misterną konstrukcję rzeczy różnych, ułożonych w plecaku. Zmiana podwozia pociągu też trwała, poza tym związana była z przyswojeniem różnych dźwięków i doznań (szarpania wywołujące skojarzenia, proszę nie pytać). Ale to drobiazgi.
A powyżej to lustrzany wizjer w drzwiach do przedziału, zrobionych z lustra. Za wizjerem są czary, proszę się przyjrzeć.
W czteroosobowym przedziale było nas troje. Jeden pan, ojciec trójki synów, wysiadł zaraz za granicą z Białorusią. Wcześniej był bardzo dumny, że przewiózł w walizce komplet dziesięciu noży chirurgicznych. Pochwalił się nożami i tym ile na nich zarobi. Jak wysiadł zostałem sam z Grzegorzem, rzeźnikiem. Nie przyznałem mu się, że nie jem mięsa – jechał pracować. Nigdy nie przypuszczał, że będzie pracował w Rosji, brał pod uwagę Niemcy, Szwecję, Norwegię, bo tam lepiej płacą. Ale okazało się, że w Rosji nie mają związków zawodowych. Najdłużej pracował 78 dni ciągiem, po 12 godzin dziennie, 12 euro za godzinę. Można zarobić więcej niż na zachodzie. Tylko, że jak coś się stanie w pracy, jakiś wypadek, to pracownik szybko dowiaduje się, że wypadek miał miejsce w domu, nie w pracy. Ale to również drobiazg. Grzegorz zmienił moje stereotypowe myślenia o rzeźnikach. Nie żeby wzrósł mój poziom sympatii do wykonywanej przez nich pracy, tyle, że Grzegorz był jednym z najserdeczniejszych ludzi, jakich spotkałem. Jak się uśmiechał to mu oczy znikały, całą twarzą się uśmiechał, a oczami najbardziej. Wysiadł w Smoleńsku.
Gdy dotarłem do Moskwy, rzuciłem się biegiem na Plac Czerwony, trzasnąć obowiązkowe selfie pod Cerkwią Wasyla Błogosławionego.
A na koniec zagadka – co robi ta pani? Dodam, że temperatura jest minusowa, pani ma odsłonięte ręce i porusza nimi (konie pozostały nieruchome).
Do przeczytania!